top of page

Sycylia, Włochy

  • klaudiakordowska7
  • 16 cze
  • 15 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 17 cze

[Ten post zawiera linki afiliacyjne - nasze podróże finansujemy sami, ale jeśli zdecydujecie się skorzystać z naszych rekomendacji, będzie nam miło jeśli skorzystacie z naszego linku, dzięki czemu dostaniemy mały % prowizji]


O podróży na Sycylię rozmyślaliśmy, odkąd obejrzeliśmy odcinek Chef's Table o kultowej Cafe Sicilia w Noto - dokładnie w 2020 roku. Mieliśmy się tam od razu wybrać (tuż po pierwszej fali, ale jeszcze przed drugą, jeśli pamiętacie tamte czasy ;)), ale akurat w tym sezonie kawiarnia postanowiła się nie otworzyć, więc i my odłożyliśmy Sycylię na inny rok. Po kilku wizytach w innych włoskich regionach wróciliśmy do pomysłu Sycylii, kupiliśmy bilety lotnicze za całe £1 za osobę ;) i spełniliśmy nasze marzenie o migdałowej granicie z brioszką w Noto. Ale do tego jeszcze dojdziemy! Jakie przystanki zaplanowaliśmy na naszej sycylijskiej trasie, gdzie się zatrzymaliśmy i co pysznego jedliśmy – wszystko opowiemy Wam w tym poście. Klasycznie, zaczynamy od mapki ze wszystkimi pinezkami:


Jak dolecieć na Sycylię?

Do podróży na Sycylię wykorzystaliśmy nasz Companion Voucher "zarobiony" z karty AMEX oraz uzbierane Aviosy, dzięki czemu bilety kosztowały nas jedynie £1 za osobę. Lecieliśmy linią British Airways z Londynu Heathrow do Palermo, położonego w północnej części wyspy. Alternatywnie, można również polecieć do Katanii, znajdującej się po wschodniej stronie. Wybór lotniska może być uzależniony od tego, co chcecie zobaczyć, a jednocześnie Sycylia nie jest tak duża, by wybór lotniska wykluczał zwiedzanie którejś z części. Nam zależało na odwiedzeniu Noto, co byłoby znacznie łatwiejsze do zrealizowania, lecąc do Katanii; jednak, kupując bilety za punkty, nie można być zbyt wybrednym ;)


O sycylijskich kierowcach słów kilka

Pochwalę Szymona, ponieważ jest naprawdę dobrze wytrenowanym kierowcą (również na włoskich drogach) i Sycylia nie była dla niego specjalnym wyzwaniem. A jednocześnie sycylijscy kierowcy dostarczyli nam trochę nowych doświadczeń!

Pierwszą rzeczą, którą można zauważyć od razu, jest to, że kierowcy nie korzystają z kierunkowskazów. Nie włączają ich wtedy, gdy trzeba, a często włączają tam, gdzie nie powinny być włączane, pokonując całe kilometry prostej drogi z mrugającym prawym lub lewym światłem.

Kolejną kwestią są parkingi. Zasady są generalnie podobne jak wszędzie indziej we Włoszech: żółte linie parkingowe są dla mieszkańców, niebieskie są płatne, a białe są bezpłatne. Starsze miasteczka mają strefy ZTL, do których absolutnie nie można wjeżdżać, jeśli nie chcemy za to potem słono zapłacić. Zaskoczyło nas powszechne "wciskanie się" gdzie się da, parkując, oraz mała (zazwyczaj żadna) kontrola parkingowa.

Wiemy, że Włochy generalnie są dość luźnym narodem, ale na przestrzeni czasu zdecydowanie zaczęliśmy zauważać większe kontrole i surowość w zarządzaniu ruchem turystów. Na Sycylii zdaje się to jeszcze nie dotarło. Dodamy jeszcze, że zazwyczaj udawało nam się parkować na białych liniach, więc parkowanie kosztowało nas podczas tego wyjazdu stosunkowo niewiele. Dokładne lokalizacje zaznaczyliśmy na mapie powyżej.


Dzień 1 - przylot, Cefalu

Do Palermo przylecieliśmy chwilę po 13, a już godzinę później byliśmy w trasie. Tym razem wynajęliśmy samochód z Goldcar, i tak jak zawsze, zarezerwowaliśmy auto z większym wyprzedzeniem i darmowym odwołaniem, a w międzyczasie sprawdzaliśmy, czy ceny nie spadły. Ofert szukamy przez porównywarki i pośredników m.in. Kayak, DiscoverCars, RentalCars, Booking itp. Tym sposobem, na kilka dni przed wylotem, zmieniliśmy rezerwację właśnie na Goldcar (znalezioną na Kayak) i za samochód w klasie economy z automatyczną skrzynią biegów, za 7 pełnych dni zapłaciliśmy £100. Nigdy nie wykupujemy dodatkowego ubezpieczenia, ponieważ nasze ubezpieczenie podróżne pokrywa również wkład własny przy wypożyczaniu samochodu. Polecamy taką opcję, choć wiemy, że w Polsce jest ona jeszcze mało popularna - my ubezpieczamy się od kilku lat w Staysure (UK). Z Goldcar korzystaliśmy po raz pierwszy i oceniamy całość pozytywnie - od bardzo uprzejmej obsługi przy odbiorze, przez względnie nowy samochód, aż po bezproblemowy zwrot. Jedynym minusem może być to, że przy odbiorze samochodu, pan trochę próbował sprzedać nam upgrade (który kosztowałby nas więcej niż cały wynajem), sugerując, że przy naszej ilości bagażu będziemy musieli złożyć tylne siedzenia, by się zmieścić (mieliśmy dwie walizki kabinowe plus podręczny plecak i torebkę). Samochód okazał się totalnie normalnych rozmiarów i bagażnik był oczywiście wystarczający, a na upgrade na całe szczęście się nie zdecydowaliśmy.


Po przylocie od razu ruszyliśmy w stronę Cefalu - może kontrowersyjnie, bo nie zaplanowaliśmy ani jednego dnia w Palermo w tej podróży. Tym razem chcieliśmy skupić się na mniejszych miejscowościach i hotelach na włoskiej wsi oraz miejscach, które znaliśmy z popkultury ;) A Cefalu mieliśmy zapisane jako miejsce, w którym nagrywano "plażowe" sceny do serialu "Biały Lotos". Jeśli jesteście fanami serialu, jak my, zdecydowanie warto dopisać Cefalu do swojej sycylijskiej trasy!


Ale zanim dojechaliśmy do naszej pierwszej destynacji, zrobiliśmy sobie przystanek na lunch - zapobiegawczo, bo wiedzieliśmy, że jeśli nie zjemy w porze lunchu (do godz. 15), będziemy musieli czekać do wieczornego otwarcia restauracji. I tak przypadkiem trafiliśmy do zupełnie nieturystycznego miasteczka, gdzie zjedliśmy jeden z lepszych posiłków tego wyjazdu - miejsce nazywa się 'A Cuccagna, w miejscowości Termini Imerese. Obłędny widok na Morze Śródziemne i pierwszy kontakt z sycylijskim słońcem zdecydowanie dodały temu doświadczeniu! Na "odchodne" dostaliśmy też cannoli i espresso, więc byliśmy przekupieni. Jeśli też wypadnie wam taki przystanek na tej trasie, zdecydowanie polecamy to miejsce.


Czas na Cefalu! Na nocleg wybraliśmy B&B w starym centrum miasta - Casanova. Przy takim wyborze trzeba jednak liczyć się z pewnym poświęceniem wygody - odpada możliwość zaparkowania blisko noclegu, więc czekał nas 15-minutowy spacer z walizkami. Jakoś zupełnie nam to jednak nie przeszkadzało; chyba ciągle byliśmy w "uniesieniu" po wylądowaniu. B&B było naprawdę super - komfortowe, z obłędnymi widokami, zwłaszcza z tarasu, z którego co rano jedliśmy śniadanie (zdecydowanie warto za nie dopłacić!), oraz z przemiłymi, pomocnymi właścicielami. Ale to, na czym nam zależało, to bezkonkurencyjna lokalizacja!


Gdzie zjeść w Cefalu?

Na mniejszy apetyt i piękny widok polecamy miejsce Enoteca Le Petit Tonneau. Warto jednak zarezerwować stolik na tarasie na zachód słońca, ponieważ mają ich tylko trzy. Spróbujecie tu lokalnych win, a do jedzenia polecamy deskę lokalnych przysmaków.


Na jedną z kolacji wybraliśmy miejsce z przewodnika Michelin (bez gwiazdki), które znajdowało się obok naszego B&B - Locanda Del Marinaio. Jedzenie było bardzo dobre, chociaż nie tak wybitne, jak mogłoby sugerować źródło naszej rekomendacji. Szczególnie smakowała nam przystawka - tatar z tuńczyka z burratą (ale był specjałem dnia, a nie częścią standardowego menu).


Właściciel naszego B&B polecił nam również tawernę Tinchite, zwłaszcza ich makaron - pasta a taianu, z wolnogotowanym mięsem, oberżyną i serem pecorino. Wybraliśmy się tam na lunch i Szymonowi bardzo smakowało! Warto wiedzieć, że nazwa restauracji Tinchite w sycylijskim dialekcie oznacza "obfitość", więc i porcje są tu adekwatnie hojne :)


Co zobaczyć w Cefalu?

Nie zaplanowaliśmy na ten wyjazd dużego zwiedzania, a nasze spędzanie czasu ograniczało się do gubienia się w uliczkach i uchwytywania kadrów. Jeśli chcecie zobaczyć plażę, która pojawiła się w "Białym Lotosie" (jest już w pierwszej scenie pierwszego odcinka), przespacerujcie się od starego miasta deptakiem wzdłuż plaży, a szybko zorientujecie się, które to miejsce! Tak jak w serialu, na plaży są rozstawione pasiaste parasole, chociaż końcem maja nie było ich zapewne tak dużo jak w środku lata.


Dzień 2 - wycieczka do Castelbuono

Na drugi dzień, po śniadaniu, wybraliśmy się na wycieczkę do Castelbuono - miasteczka oddalonego o około 30 minut drogi od Cefalu. Nasz cel był prosty - spróbować panettone, które właśnie w tym miasteczku powstało. To tam znajduje się kawiarnia i sklep Fiasconaro, twórcy tego kultowego wypieku. Nawet jeśli nie jesteście fanami panettone, zdecydowanie polecamy odwiedzić samo Castelbuono, ponieważ jest przeurocze i w czasie naszej wizyty bardzo spokojne. A panettone - najlepsze, jakie kiedykolwiek jedliśmy! Delikatne jak chmurka, tradycyjnie podawane z kremem manna. Nazwa nie ma żadnego związku z kaszą manną ;) Krem ten powstaje z żywicy drzewa jesionu. Smakuje słodko-waniliowo i ma mieć właściwości zdrowotne (wspomaga trawienie i ma niski indeks glikemiczny). Warto kupić sobie słoiczek (choćby w sklepie Fiasconaro), ponieważ trudno na niego trafić w innych regionach Sycylii, a już zwłaszcza poza nią!


Dzień 3 - Santo Stefano di Camastra, Bronte, Randazzo

Po śniadaniu ruszyliśmy w trasę do naszej kolejnej destynacji na wschodzie wyspy, ale po drodze zaplanowaliśmy kilka przystanków. Pierwszym z nich było miasteczko Santo Stefano di Camastra, które na naszą listę trafiło dopiero wieczór wcześniej, gdy wymyśliliśmy, że chcemy kupić sycylijską, porcelanową głowę. Jak się okazało, na naszej trasie mieliśmy miasteczko słynące z ceramicznych wyrobów. Jeśli marzy wam się taka pamiątka (lub choćby ręcznie robiony magnes), zdecydowanie polecamy odwiedziny.


Zaparkujcie na początku ulicy Via Vittoria (darmowy parking wzdłuż ulicy, tam gdzie miejsca są wyznaczone białymi liniami), wpiszcie w Google Maps "pottery shop", a pojawi się około 20 miejsc, jedno obok drugiego. Przejście wszystkich sklepów zajęło nam około 1-1,5 godziny, podczas której robiliśmy zdjęcia naszych faworytów, a na końcu porównywaliśmy je, popijając espresso, i wróciliśmy po "naszą" głowę. Warto wiedzieć, że głowy często sprzedawane są jedynie w parach (nam akurat trafiła się pojedyncza), a średniej wielkości głowa kosztuje od 80 do 120 EUR (do nawet 250 EUR, ale do tego sklepu już nie wróciliśmy, chociaż wyroby były wyjątkowo piękne).


Na koniec - zwracajcie uwagę na godziny otwarcia, ponieważ sklepy zamykają się na popołudniową sjestę. Na naszej mapie zapisaliśmy tylko kilka miejsc, w których mieliśmy swoich faworytów, zwracając uwagę na kolory, aby pasowały do wystroju naszego pokoju dziennego – to całkowicie subiektywna kwestia, więc nie musicie się tym sugerować.


Na kolejny przystanek na trasie wybraliśmy miasteczko Bronte, które nazywa się stolicą pistacji - to właśnie stamtąd pochodzą sycylijskie pistacje. Trafiliśmy jednak w słabą porę (ok. godz. 14), kiedy wszystko było zamknięte (nawet jeśli Google Maps sugerowało, że coś jest otwarte). Samo miasto jest dość duże, szare i mało zachęcające do spacerów. Nie chcemy was zniechęcać, bo być może w porze lunchu lub wieczorem mielibyśmy inne odczucia, ale my zjedliśmy jednego pistacjowego gelato (które nie było nawet wybitnie dobre) i ruszyliśmy dalej.


Mając nadzieję na jedzenie, zatrzymaliśmy się w Randazzo, które jednak również okazało się mało zachęcające. Znowu odbiliśmy się od drzwi kilku restauracji i sklepów spożywczych, które miały być otwarte. Co jak co, ale sjestę na Sycylii traktuje się bardzo poważnie ;)


Nie pozostało nam nic innego, jak dojechać do naszego hotelu. Wybraliśmy Etna Quota Mille, z planem spróbowania lokalnych win z winnic na powulkanicznej glebie. Okoliczności okazały się faktycznie obłędne, ponieważ dojeżdżając do hotelu, zobaczyliśmy najbardziej imponującą lawę wokół Etny. Nasz hotel zdawał się być wbudowany w tę lawę, co robiło ogromne wrażenie! Samo miejsce było bardzo zadbane i w ciekawej stylistyce, chociaż po przeczytaniu recenzji, że daje vibe "luxury corporate retreat", nie mogliśmy o tym zapomnieć ;) I faktycznie jest dokładnie tym - brakuje tam jakiejś romantyczności, jest dość "sztywno" (i nie chodzi o standard - można być kilkugwiazdkowym hotelem i być wybitnie gościnnym, ciepłym, klimatycznym). Bardzo smakowała nam za to kolacja w ich restauracji i byliśmy bardzo zadowoleni z ich obsługi - tu zdecydowanie chętnie byśmy wrócili!


Dzień 4 - Taormina

Na jednodniową wycieczkę z naszego hotelu wybraliśmy Taorminę i zdecydowanie wrócilibyśmy tam na dłużej! Taormina to miasteczko wybudowane na górze dużej skalnej skarpy. W tak "ciasnym" miasteczku parking może być problemem, dlatego polecamy od razu pokierować się na jeden z miejskich parkingów; my wybraliśmy Porta Catania. Nie jest to najmniejszy wydatek, ale trudny do uniknięcia (pierwsza godzina 5 EUR, 2 godziny 10 EUR, 3/4/6 godzin odpowiednio 11/12/13 EUR). Za to nie mieliśmy żadnego problemu z miejscem parkingowym, a zaraz po wyjściu z parkingu zaczyna się główna uliczka Taorminy.

A wracając do Taorminy - tak, jest dość turystycznie, ale nie bez powodu - to bardzo urocze i fotogeniczne miasteczko. Warto dać się w nim zgubić i poskręcać w boczne uliczki, aby uciec trochę od innych ludzi i odkryć miejsca samemu. W takich miejscach, wbrew pozorom, najlepiej jest spać, by mieć je "dla siebie" z samego rana i wieczorami, gdy odjeżdżają autokary turystów. To zauważyliśmy również, śpiąc wcześniej w Cefalù, i bardzo to docenialiśmy!


Co zobaczyć w Taorminie?

Villa Comunale Di Taormina

Miejskie ogrody z widokiem na morze i zabudowę Taorminy. Wejście jest darmowe, miejsce oferuje dużo pięknych kadrów do zdjęć i trochę wytchnienia od tłumów.


Belvedere di Via Pirandello

Punkt widokowy na Isola Bella to mała wyspa, połączona sandbankiem z lądem. Jeśli nie planujecie zejścia na plażę, z tego miejsca będziecie mogli ją doskonale zobaczyć. Dojście do punktu widokowego jest dość średnie - spacer nie jest długi, ale przez kilka minut idzie się wzdłuż ruchliwej ulicy, co może być problematyczne, jeśli jesteście z dziećmi.


Castello di Taormina

Ruiny zamku na skale ponad Taorminą. Przyznamy, że zawróciliśmy tuż przed (płatnym) wejściem, ponieważ widoki z samej trasy wystarczyły nam - za darmo można wejść prawie na sam szczyt.


Gdzie zjeść w Taorminie?

Miejsce obowiązkowe w Taorminie to Bam Bar (który również pojawił się w Białym Lotosie), kultowy bar na poranną kawę i, co ważniejsze, granitę! Jest tu naprawdę wybitnie pyszna. Polecamy zarówno mleczne opcje (spróbowaliśmy kawy z bitą śmietaną), jak i owocowe (mix dwóch smaków: brzoskwinia i poziomka – obłędne!). Do wejścia może być kolejka, ale postępuje ona dość szybko; obsługa jest bardzo sprawna i raczej nikt nie "zasiada" tam zbyt długo.


Na lunch wybraliśmy tawernę Don Nino – niewielkie miejsce, w którym menu w zasadzie ogranicza się do dwóch rodzajów makaronu. Oba są bardzo dobre :) Czekając na stolik, można usiąść w wine barze Enoteca naprzeciwko.


Jeśli chcielibyście zobaczyć hotel z Białego Lotosa od środka, będziecie musieli zadbać o wcześniejszą rezerwację w jednym z hotelowych barów lub restauracji. Hotel Four Seasons znajduje się w San Domenico Palace. My się zagapiliśmy i na tydzień przed nie było już wolnych stolików. W innym przypadku na pewno byśmy się wybrali, choćby na jednego drinka. Próbowaliśmy wejść bez rezerwacji, jednak hotel przyciąga bardzo wielu ciekawych turystów, więc bardzo pilnują, by do środka wchodzili wyłącznie hotelowi goście lub osoby z rezerwacją. Zawsze możecie również pokusić się o nocleg - najniższą cenę, jaką udało mi się znaleźć w środku listopadowego tygodnia, to 1200 EUR za noc :) Jeśli chcecie hotel chociażby zobaczyć, możecie się tam przespacerować, ponieważ jest w centrum Taorminy i bardzo blisko atrakcji, a dziedziniec i wejście wyglądają dokładnie tak, jak w serialu!


Na kolację wróciliśmy już w okolice Etny i wybraliśmy się do kolejnej restauracji znalezionej w przewodniku Michelin - Ristorante Veneziano. W trakcie całego wyjazdu nie zdarzyło nam się zjeść źle ani nawet średnio, ale to miejsce wypadło zdecydowanie najsłabiej. Zaczynamy poważnie podejrzewać, że przewodnik Michelin to zbiór przypadkowych rekomendacji ;) Sama restauracja miała nieco dziwny klimat, a jeśli tu traficie, zdecydowanie wybierzcie mięso zamiast makaronów.


Dzień 5 - Etna, Noto

Kolejne dwie noce minęły, a my ruszyliśmy dalej, tym razem kierując się do Noto. Czekała nas dłuższa trasa, więc w ramach atrakcji postanowiliśmy "zajrzeć" pod Etnę. Nie planowaliśmy wejścia wcześniej, więc nie byliśmy przygotowani pod względem ubioru. Po prostu podjechaliśmy pod pierwszy, najłatwiej dostępny krater Silvestri. Z łatwością zaparkowaliśmy samochód tuż obok - możecie skorzystać z płatnego parkingu lub z kilku bezpłatnych miejsc przy sklepie z pamiątkami La Baita (a może mieliśmy szczęście, że udało nam się tam wcisnąć). Spacer pod krater jest krótki, ludzi jest sporo, a krater nieaktywny. Można pochodzić po drobnym, czarnym piasku lawy i nacieszyć oko widokami z góry. Nie jest to najbardziej ekscytująca opcja na Etnę, ale zdecydowanie najprostsza i najszybsza - dla nas wystarczająca (tym razem przynajmniej).


Kierując się dalej na Noto, znowu poszukaliśmy miejsca na lunch, aby zjeść razem z Włochami i nie zgłodnieć w czasie ich sjesty. Znowu trafiliśmy do raczej nieturystycznego miasteczka - Lentini, oraz do restauracji, którą początkowo omijałam dużym łukiem przegladając Google Maps ;) ze względu na nazwę - Ristorante America. Ale, szok, znowu okazała się pysznym znaleziskiem! To był jeden z lepszych makaronów tego wyjazdu, zjedzony w towarzystwie samych lokalsów. Polecamy zwłaszcza makaron caserecce z pistacjami i krewetkami.


A potem trafiliśmy do Noto - a w zasadzie pod, ponieważ na nocleg wybraliśmy hotel Terre di Romanello. Położony 8 minut samochodem od Noto, oferuje doskonały włoski klimat, basen oraz widok na miasteczko. Klimat tego miejsca nas oczarował i był dokładnie tym, czego szukaliśmy - sielski, w dobrym standardzie i z pięknym widokiem. Minusy to: stosunkowo niewielki (ale wystarczający zarówno na słono, jak i słodko) wybór na śniadanie; nie oferowano kolacji (być może byliśmy jeszcze zbyt wcześnie w sezonie); nad naszym wzgórzem mieliśmy permanentną chmurę ;) Poważnie rozważaliśmy, czy to nie przez uwarunkowanie terenu, ponieważ leżąc w cieniu chmury nad basenem, mieliśmy widok na Noto, które bez przerwy było w słońcu :D


Nasz piąty dzień zakończyliśmy u celu całej naszej sycylijskiej podróży - w Cafe Sicilia. Usiedliśmy przy stoliku przed kawiarnią, zamówiliśmy aperitivo i, siedząc w blasku zachodzącego słońca, zorientowaliśmy się, że przy stoliku obok, naprzeciwko nas, siedzi nie kto inny, jak sam pan Corrado, właściciel i główny bohater odcinka Chef's Table! Niestety jesteśmy zbyt nieśmiali w takich interakcjach, by zagadać lub poprosić o zdjęcie, ale on zauważył, że go poznaliśmy. Wymieniliśmy uśmiechy i "buonasera" :) To absolutnie zrobiło nasz dzień (a może nawet cały wyjazd!).


Tego dnia mieliśmy mały apetyt, więc zamiast kolacji postanowiliśmy udać się na taras widokowy Aria. Nie było łatwo tam trafić, ponieważ po wejściu do budynku znaki kierowały nas na górę. Nie popełniajcie tego błędu; zostańcie na parterze i, wchodząc przez drzwi po lewej stronie, przejdźcie do końca budynku. Na wyjściu ukaże się przed wami kilkupoziomowy taras z widokiem na miasto i zachodzące słońce. Jeśli również nie będziecie bardzo głodni, aperitivo (napoje plus oferowane zakąski) mogą wam wystarczyć - dostaliśmy całkiem spory talerzyk oliwek, kawałek focacci oraz caponatę (sycylijskie duszone warzywa, w których głównym składnikiem jest bakłażan, podawane na zimno).


Dzień 6 - Marzamemi

Czas na kolejną jednodniową wycieczkę, tym razem do małego rybackiego miasteczka Marzamemi. Zanim jednak wyruszyliśmy, po śniadaniu w hotelu postanowiliśmy udać się na drugie śniadanie do Cafe Sicilia, aby w końcu spróbować kultowej migdałowej granity i brioszki. Choć nie do końca potrafiliśmy sobie wyobrazić to połączenie, okazało się, że idealnie do siebie pasuje - doskonałe orzeźwienie, lekko słodkie, przypominało smak dzieciństwa - bułki z mlekiem i cukrem. Brioszka była świeża i jeszcze ciepła, naprawdę doskonałość!


Po drugim śniadaniu ruszyliśmy do Marzamemi. To miejsce zarekomendowała nam dobra znajoma i był to strzał w dziesiątkę. Marzamemi jest malutkie, a większość atrakcji skupia się wokół małego placu - Piazza Regina Margherita, gdzie znajdziecie mnóstwo małych restauracji. Klimat tego miejsca przypominał nam... Grecję ;) Kilka restauracji znajduje się także przy wybrzeżu, a my na przedlunchowe aperitivo usiedliśmy w restauracji Calamaro Portodimare, gdzie standardowo do napojów dostaliśmy małą przekąskę.


A na sam lunch (lub obiad) mamy dla was jeszcze lepszą rekomendację - restaurację Campisi. Zaraz obok znajdziecie sklep z ich firmowymi produktami i przetworami, w tym ich kultowy tuńczyk. Polecamy zacząć od jedzenia, ponieważ może to pomóc z zakupem pamiątek ;) Ten lunch, zjedzony na tarasie z widokiem na morze, był jednym z naszych najlepszych posiłków tego wyjazdu. Koniecznie spróbujcie pasty busiata z tuńczykiem "Campisi" bottarga oraz steka z czerwonego tuńczyka (to pierwsze pozycje na pierwsze i drugie danie). Jakość ryby jest tu naprawdę wybitna, a smak bardzo delikatny (nie intensywnie rybny, jeśli tego się obawiacie).


Po południu wróciliśmy do Noto na kolejną wizytę w Cafe Sicilia, tym razem w celu spróbowania lodów. Wybraliśmy kultowy smak ricotty z pistacjami, a także lody o smaku herbaty earl grey oraz inny, którego już nie pamiętamy... Lody były smaczne, ale nie tak dobre jak granita i wypieki, które spróbowaliśmy później. Do spróbowania zapiszczcie sobie zwłaszcza smak ricotty z pistacjami :)


Co zobaczyć w Noto?

Moglibyście pomyśleć, że w Noto większość czasu spędziliśmy w Cafe Sicilia, i... pewnie nie bylibyście w błędzie. Ale spróbowaliśmy też trochę zwiedzić ;) Niestety najbardziej imponujący pałac do zwiedzenia, Castelluccio, został na stałe zamknięty (czytaliśmy o planach przekształcenia go w luksusowy hotel). Pan ochroniarz pozwolił nam się rozejrzeć po ich dziedzińcu i bardzo nam szkoda, że nie mogliśmy zobaczyć więcej - może wrócimy do ich hotelu, gdy powstanie? Na naszej liście mieliśmy jeszcze katedrę di San Nicolo, do której wejście kosztowało nas 3 EUR za osobę, ale nie zrobiła na nas tak dużego wrażenia, jak mogłyby sugerować to recenzje. Ponieważ w Noto byliśmy albo z samego rana, albo po południu, większość miejsc była wtedy zamknięta. Nie mamy poczucia, że coś nas ominęło, bo... na pewno wrócimy do Noto i chętnie zatrzymamy się w samym mieście.


Na kolację wybraliśmy restaurację Damusso. Na tej samej ulicy znajduje się kilka restauracji, z których każda ma bardzo dobre opinie, więc spodziewamy się, że żadna z nich by nas nie rozczarowała. Damusso zapisałam z artykułu w polskim Vogue ;) oraz polecił nam je właściciel naszego hotelu. Deseru nie wzięliśmy, tylko po raz kolejny wybraliśmy się do (niespodzianka!) Cafe Sicilia. Przy tej wizycie cała obsługa już nas kojarzyła ;)


Dzień 7 i 8 - znowu Noto i ostatni nocleg

Ostatni pełny dzień na Sycylii zaczęliśmy od Cafe Sicilia po raz piąty i migdałowej granity z brioszką. Pożegnaliśmy obsługę, obiecaliśmy powrót i ruszyliśmy w drogę powrotną!


Napiszemy jeszcze kilka słów o Noto...

Czytając nasz post i kolejną wzmiankę o Cafe Sicilia, mogliście pomyśleć, że kompletnie oszaleliśmy, nie mieliśmy pomysłu na wyjazd lub cokolwiek innego ;) Ale Noto nas oczarowało i chyba po raz pierwszy we Włoszech trafiliśmy do miasteczka, w którym poczuliśmy, że moglibyśmy tam zamieszkać. Mimo naszej miłości do włoskich wakacji, zazwyczaj odpowiadały nam jedynie krótkie wizyty. Dopiero w Noto zapragnęliśmy zostać dłużej i pomieszkać. Noto łączy w sobie piękną architekturę, historię oraz przyjemną codzienność, a Cafe Sicilia była tego wszystkiego esencją. Uwielbialiśmy tam przesiadywać, obserwować spacerujących ludzi oraz obsługę, która witała stałych gości i lokalsów. Nawet to, że pierwszego dnia spotkaliśmy właściciela w takich okolicznościach - po prostu siedział sobie wśród nas, nie przyciągając uwagi innych gości, rozmawiając ze swoimi przyjaciółmi. Była w tym wszystkim taka normalność, która wcale nie jest częsta, łatwo dostępna i zauważalna w turystycznych miasteczkach. Na nasze usprawiedliwienie, nie zdarza nam się w podróży wracać do tego samego miejsca dwa razy - a tu wracaliśmy kilkukrotnie.


Następnego dnia wylatywaliśmy z Palermo, oddalonego o kilka godzin jazdy, więc podzieliliśmy tę trasę i zatrzymaliśmy się w Masseria del Carboj. Okazało się to jednym z tych miejsc, które zapisały się w naszej historii najlepszych hoteli. Od bajkowego podjazdu z cyprysami, przez pięknie zaprojektowany i wykończony obiekt, aż po basen, w którym odbijało się zachodzące słońce oraz widok na morze na horyzoncie. Chociaż był to nasz trzeci czterogwiazdkowy hotel na tym wyjeździe, gościnność tego miejsca wyniosła nasze doświadczenia na zupełnie inny poziom. Wybitnie dobra obsługa, klimatyczne pokoje i pięknie pachnące kosmetyki Ortiga w łazience ;) Poważnie sprawdziliśmy loty na kolejny dzień, mając nadzieję, że uda nam się "wskoczyć" w późniejszy samolot (niestety nie mieliśmy żadnych alternatyw). To jeden z tych hoteli, które stanowią doskonałą destynację samą w sobie – oaza, z której nie chce się ruszać. Żałujemy, że nie mieliśmy czasu skorzystać z ich rowerów, by poodkrywać okoliczne gaje oliwne i winnice.


Jedyne zastrzeżenie mieliśmy co do śniadania - po raz drugi na tym wyjeździe hotel oferował wybór "z karty" zamiast bufetu. Oznaczało to, że najpierw przynoszono nam talerz wypieków, jogurtu, owoców oraz słonych wypieków, zanim przeszliśmy do zamawiania z karty, której tak naprawdę nie było - mogliśmy jedynie coś sobie zażyczyć. Nie wiemy, skąd pomysł na taką realizację śniadania, biorąc pod uwagę, ile rzeczy dostaliśmy do stolika domyślnie, a potem nawet nie starczyło nam miejsca na to, co chcieliśmy faktycznie zamówić (jajka i pomidory :D). Kolejnego dnia bylibyśmy pewnie bardziej asertywni, ale uważamy, że taki system po prostu się nie sprawdza.


Po śniadaniu zrobiliśmy ostatnie zdjęcia i ruszyliśmy na lotnisko. Jeśli szukacie stacji paliw przed lotniskiem, nie mamy najlepszej rekomendacji, ponieważ pewnie przepłaciliśmy - zanim pojawiły się stacje paliw, byliśmy już zbyt blisko lotniska, aby trafić na dobrą cenę i zatankowaliśmy w Esso, około 10 minut od lotniska. Pamiętajcie, aby skorzystać ze stoiska self-service; w przeciwnym razie dopłacicie po kilkanaście centów za litr!


I tak skończyła się nasza sycylijska przygoda

To był jeden z lepszych naszych włoskich wyjazdów, choć nie byliśmy specjalnie nastawieni na ten wyjazd - stosunkowo niedawno wróciliśmy z poprzedniej podróży i jeszcze nie zdążyliśmy wdrożyć się w londyńską rutynę. Sycylia jednak absolutnie nas zachwyciła i mamy nadzieję wrócić, aby zobaczyć zachodnią część wyspy (posurfować czy zatrzymać się na wyspie Favigniana) oraz odwiedzić nasze ulubione miejsca z tego wyjazdu (może spędzić kilka nocy między Taorminą a Noto?). Jeśli macie swoich sycylijskich faworytów, koniecznie napiszcie do nas na Instagramie.


Do następnego!

Comments


Follow us on Instagram

paralata

bottom of page