Cyklady, Grecja
- klaudiakordowska7
- 19 lip 2023
- 14 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 10 sie 2023
Grecja wydaje się być teraz mniej popularnym kierunkiem, pomijając wycieczki all-inclusive. "Mamma Mia" miała swój boom lata temu, a teraz rządzą raczej Madera czy Włochy, z Sycylią na czele (nie ma to jak dobry serial nakręcający turystyczną gospodarkę). Tym razem postanowiliśmy więc zrobić wyjątek od włoskich wakacji na rzecz island hopping po Cykladach. Swoje ponad tygodniowe wakacje podzieliliśmy między cztery wyspy, najedliśmy się greckiej sałatki na kolejny rok i w zasadzie pierwszy raz przede wszystkim leniuchowaliśmy! Jak zaplanowaliśmy ten wyjazd, czy greckie wakacje wyjęte z "Mamma Mia" są możliwe i czy Oia na Santorini jest przereklamowana - dowiecie się w tym poście!
Etap planowania: loty
To była nasza rekordowo wcześnie zarezerwowana podróż, ponieważ bilety lotnicze na maj 2023 kupiliśmy już w lipcu 2022. Przemycę tutaj trochę wiedzy z lotniczego świata - kupowanie z tak dużym wyprzedzeniem rzadko się opłaca. Ceny nie są najniższe, a rozkład lotów może się jeszcze zmienić, co często się zdarza, szczególnie jeśli wybieramy nowy kierunek dla linii.
My zdecydowaliśmy się na to z jednego powodu - za bilety płaciliśmy milami. W takim przypadku warto zrobić to jak najwcześniej, ponieważ pula takich biletów jest mocno ograniczona (często tylko kilka biletów na każdy lot). My uzbieraliśmy mile korzystając z kart kredytowych AMEX - głównie z bonusów za założenie kart, codziennych wydatków, połączonych z tzw. companion voucher (dwa bilety w cenie jednego). W sumie zapłaciliśmy 30,500 Avios + £2 za dwie osoby.
Wybraliśmy lot na Mykonos w sobotę rano i wylot z Santorini w kolejną niedzielę wieczorem. Nie chcieliśmy jednak spędzać tam za dużo czasu, raczej po jednej nocy, a resztę podzielić na dwie mniejsze wyspy - w sumie mieliśmy 8 nocy do zagospodarowania. To już całkiem sensowy urlop!
Etap planowania: noclegi i trasa
Na początku nie spędziliśmy dużo czasu na planowaniu wyjazdu oprócz zakupu biletów. Byliśmy pewni pojedynczych noclegów na Mykonos i Santorini, i tu wykorzystaliśmy benefit planowania wyjazdu z dużym wyprzedzeniem. Przygotowywaliśmy się, że te dwa noclegi będą droższe, i nie chcieliśmy kompromisów z mieszkaniem daleko od głównych części wysp lub wynajmie apartamentów - szukaliśmy okazji na hotele w super standardzie, i okazało się że Black Friday to bardzo dobry czas na takie poszukiwania - w obu przypadkach znaleźliśmy hotele czterogwiazdkowe: na Mykonos spacerem od Chory, na Santorini w sercu Oia, oba z przeceną o kilkadziesiąt procent. Dodatkowo, wszystkie noclegi rezerwowaliśmy bezpośrednio na stronach hotelu - w każdym przypadku, cena była znacząco niższa niż na booking (chociaż samych obiektów szukaliśmy najpierw tam). Zawsze takie rzeczy sprawdzamy, i czasami ta różnica jest, często jednak mała - w Grecji była to wyjątkowa duża różnica, w każdym z hoteli.
Do planowania czasu "pomiędzy" zabraliśmy się dopiero wiosną. Zaczęliśmy od:
Zrobienia listy wszystkich możliwych wysp, z krótką charakterystyką.
Zweryfikowania ich położenia na mapie, tak aby stworzyć sensowną "pętlę".
Porównania ceny i czasów transportu między wyspami.
Polecamy stronę Ferryhopper - stron do rezerwacji promów jest sporo, ale wszystkie, które sprawdziliśmy, miały takie same (niestety nie niskie) ceny - nie da się tu dużo zaoszczędzić. Dzięki aplikacji Ferryhopper, sam zakup był bardzo prosty, nawet przy naszej bardziej skomplikowanej trasie.
Jaką trasę wybraliśmy?
Mykonos (1 noc) > Milos (3 noce) > Folegandros (3 noce) > Santorini (1 noc)

Inne wyspy, które braliśmy pod uwagę: Ios, Sifnos, Serifos, Naxos, Amorgos. Wyspy, które polecono nam już w samej Grecji to Poliegos, Sikonos. Pogrubioną czcionką zaznaczamy te, które wybralibyśmy przy kolejnych razach w Grecji. Nam w wyborze ostatecznie pomogły polecenia od instagramowych znajomości :D Nie ma w życiu przypadków, los w idealnym czasie postawił nam na drodze właściwą osobę. Pozdrawiamy Martę!
To przechodzimy do samej podróży...
Mykonos
Wylądowaliśmy na Mykonos dokładnie w południe. Nasz hotel zaoferował nam wcześniejszą rezerwację transferu, ale w cenie 20 euro za osobę uznaliśmy, że bardziej opłaca nam się złapać taksówkę. Udało nam się to bez większych problemów, złapany przez nas taksówkarz akurat odwoził innych pasażerów na lotnisko, ALE podobno to ogromne szczęście. Zarówno na Mykonos, jak i później na Santorini, złapanie taksówki graniczy z cudem - jest ich dosłownie ledwie ponad 20 na całej wyspie! To jeden ze sporych minusów tych wysp - nie opłaca im się zwiększać liczby taksówek, skoro każdy hotel może zaoferować swój własny, dużo droższy transfer. Za taki brak konkurencji płaci oczywiście pasażer ;) Cena taksówki z lotniska do hotelu przy Chorze wynosi 25 euro. Z tego, co widzieliśmy, autobusy kursują tylko pomiędzy głównymi punktami, np. z lotniska do Chory. Stamtąd mielibyśmy do hotelu kilkudziestominutowy spacer pod górę, co nie było zbyt kuszące ;)
Hotel, który wybraliśmy, to Arocaria, i gorąco go polecamy. Już od momentu podjazdu pod hotel, przyjęcia nas oraz przebiegu procesu check-in z powitalną mrożoną herbatą, a następnie winem i owocami w pokoju (trakcie rozmowy podczas check-inu, recepcjonistka zapytała nas, czy pijemy alkohol, co okazało się być jej sposobem na sprawdzenie, czy dobrym gestem będzie podarowanie nam butelki wina!), piękny design, basen, świetna hotelowa restauracja i doskonała obsługa - najwyższy poziom na każdej płaszczyźnie. Podczas tego wyjazdu, trzy z czterech hoteli miały cztery gwiazdki, i na koniec zgodnie przyznaliśmy, że żaden nie dorównał Arocarii.
Pierwszego dnia odpoczęliśmy nad basenem, a po południu przespacerowaliśmy się do Chory. Lokalizacja hotelu to chyba jego jedyny minus - spacer do Chory zajmował około 25 minut, w tym bardzo strome podejście w dół i w górę. Nam w zasadzie ta ilość ruchu nie przeszkadzała, ale można się przy tym nieźle nachodzić!
Na wieczór zaplanowaliśmy kolację w restauracji Kastro's - to słynne miejsce z czerwonymi balkonami, zawieszonymi nad skalistym brzegiem. Kalendarz na rezerwacje otwiera się równo o północy, na dwa tygodnie przed. Ważne - podczas rezerwacji, nie ma opcji wyboru stolika i są tylko dwie godziny do wyboru: 19:00 i 21:00. Jeśli zależy nam na stoliku na balkonie (a jest ich tylko trzy), warto przyjść wcześniej, zgłosić się do obsługi i w międzyczasie zaczekać przy barze. Warunkiem jest jednak zamówienie po dwóch daniach na osobę i butelki wina (co dodaje się do ok. 100 euro na osobę) - przy rezerwacji mowa była o 3 daniach, wiec możliwe, że zmienia się to w/po sezonie. W naszym odczuciu kolacja była tego warta - jedzenie było obłędne, obsługa świetna i do tego oferowała najlepszy widok na zachód słońca!
Kolejny dzień zaczęliśmy od biegu do Chory (dosłownie, poszliśmy pobiegać ;)). Warto zobaczyć miasteczko zanim zaleje go tłum turystów.
Tip: wcześnie rano, w mieście jest jeszcze sporo worków ze śmieciami ;) Między godz. 7 i 8 przejeżdżają mini-śmieciarki na skuterach, zbierając je - niekoniecznie jest więc sens być wcześniej, jeśli chcecie przy okazji zrobić ładne zdjęcia.
Resztę dnia planowaliśmy spędzić na jednym z beach barów - chyba najbardziej charakterystycznej rzeczy dla Mykonos. Najwięcej jest ich na południu wyspy, z bardzo prostym i tanim dojazdem - wystarczy bus z dworca Fabrika, za około 2 euro w jedną stronę za osobę. Potem już nie jest tak tanio ;) Generalnie nie demonizujemy cen na Mykonos - jest okrutnie drogo, ale z naszego doświadczenia dostawało się to, za co się płaci. Jednak wynajem leżaka po 60-80 euro (250 euro "w pierwszym rzędzie" do morza!) plus dodatkowe minimum 60 euro do wydania na osobę to cena dość zaporowa ;) I nie na spędzenie (w naszym przypadku) ok. 4 godzin z całego dnia. Wynajęliśmy same leżaki z parasolem (tzn. nie w beach barze) za 40 euro. My wybraliśmy plażę Paraglia i nie polecamy jej tylko ze względu na połączenie autobusowe - kurs jest tylko co 2h i obsługuje drugą, bardzo popularną plażę Paradise. Chcąc wrócić do Chory, autobus podjeżdża już załadowany w Chora osobami, które jadą do plaży Paradise, i chociaż w naszym przypadku udało się zmieścić wszystkich, na miejscu już czekał taksówkarz, by za 50 euro zabrać tych, którzy się nie zmieszczą. Warto zaznaczyć, że na odjazd z Chory również warto być wcześniej - nasz autobus przyjechał już 20 minut przed odjazdem, po 10 minutach się zapełnił i ruszył. Jeśli macie wybór stania w kolejce do kasy biletowej lub do autobusu, śmiało idźcie do autobusu i kupcie bilet u kierowcy.
Po powrocie wróciliśmy do hotelu, odebraliśmy bagaże i pojechaliśmy do portu. Nasz prom miał godzinne opóźnienie (dostaliśmy powiadomienie SMS po południu, co potwierdzało live tracking w aplikacji Ferryhopper oraz www.myshiptracking.com - taki flightradar24 dla statków - bardzo dokładny, polecamy), ale mimo to przewoźnik wymagał stawienia się na oryginalny czas odpłynięcia (nasz hotel do nich zadzwonił, by się upewnić) - zupełnie niepotrzebnie, mogliśmy posiedzieć nad basenem ;)
WAŻNE - na prom należało się odprawić! Odprawa zamykała się na dwie godziny przed odpływem. Alternatywą jest odbiór biletów w kasie, co kosztuje bodajże 1 euro za osobę (na innych wyspach widzieliśmy informacje, że jest to darmowe).
Sama podróż promem była fatalna :D Spodziewaliśmy się, że może być nieprzyjemnie, ale nigdy nie mieliśmy też problemów z chorobą morską. Był to jednak rollercoaster, a przy naszym czasie przejazdu (ponad 3h), w ostatniej godzinie żołądki odmówiły współpracy, a każdy wysiadał absolutnie zielony... Żeby maksymalnie sobie pomóc, polecamy usiąść możliwie na środku, żeby zminimalizować bujanie lub przy oknie, patrząc w horyzont (jeśli nie płyniecie w nocy, jak my pod koniec naszej trasy). Miejsca są jednak wyznaczone na bilecie, więc przy pełnym obłożeniu może nie być takiej możliwości. Do Milos dopłynęliśmy przed północą, a z portu wzięliśmy taksówkę do naszego hotelu (koszt 15 euro).
Milos
Na Milos mieliśmy w zasadzie dwa pełne dni i zdecydowanie polecamy wypożyczenie samochodu - wyspa jest duża i oferuje dużo do zobaczenia. My nie robiliśmy wcześniejszej rezerwacji samochodu, po prostu w miasteczku portowym przeszliśmy się od wypożyczalni do wypożyczalni, pytając o dostępność i cenę. Zdecydowaliśmy się na Matha Rent, sugerując się tym, że ich samochody zdawały się być wszędzie i cena była najlepsza (28 euro za dzień). Do wynajmu wystarczyło polskie prawo jazdy i karta kredytowa. Nie wiemy o dodatkowym ubezpieczeniu, bo sami go nie kupowaliśmy (nasze ubezpieczenie podróżne obejmuje ubezpieczenie wkładu własnego)
Na Milos polecamy:
Klima - mała rybacka wioska z kolorowymi frontami podmywanymi przez fale morskie - bardzo fotogeniczna na zdjęciach ;).
Katakumby i starożytny teatr - to krótki przystanek, ale bardzo ciekawy. Katakumby zwiedza się z przewodnikiem. To jeden z najstarszych cmentarzy na świecie, wybudowany w jaskiniach. Teatr zwiedza się samodzielnie. To tutaj było pierwsze miasteczko na Milos i w tych okolicach odnaleziono rzeźbę Afrodyty z Milos, która teraz znajduje się w paryskim Luwrze.
Plaka to jedno z większych miasteczek na wyspie. Dobre miejsce na bazę wypadową (bardziej niż port, gdzie sami się zatrzymywaliśmy). Lepsze na wieczór, ponieważ będąc na wzgórzu, w mieście jest bardzo gorąco i raczej sennie w ciągu dnia.
Firopotamos to kolejna rybacka wioska - jeszcze mniejsza niż Klima. Tu przyjechaliśmy na zachód słońca i kolację, do chyba jedynej tam restauracji i polecamy taką opcję.
Plaża Sarakiniko to dla wielu top miejsce na Milos. Bardzo ciekawy tłum - młodzi ludzie z Instagrama i TikToka ;) Spędziliśmy tu kilka godzin, plażując i pływając.
Pollonia - to kolejne większe miasteczko. Trochę turystyczna wydmuszka, ale całkiem ładnie zaaranżowane. Znajduje się na wysuniętym cyplu, co oferuje piękne zachody słońca, ale w tym miejscu jest tylko jedna restauracja i same hotele, niektóre z prywatnym brzegiem. Spróbowaliśmy restauracji i byliśmy bardzo zadowoleni
Plaża Fyriplaka - piaszczysta i bardzo długa, spędziliśmy tam ranek gdy było dość pusto.
Plaża Tsigrado - dojście jedynie szczeliną w skale (zamontowano linę i drabinę). Byliśmy pewni, że damy radę, ale zabrakło Klaudii wysokości ;) Do tego, trzeba być dość dobrze ubranym (odpadają delikatne klapki czy biały strój - skała jest ceglana i brudzi) i mieć plecak (potrzeba dwóch wolnych rąk do trzymania się). Do zejścia podchodziło parę przekonanych do tego osób, które również zawracały. Z góry widać plażę, na której odpoczywało kilkanaście osób, także da się, ale było dużo trudniej niż się spodziewaliśmy!
Plaża Paleochori - wulkaniczna plaża, z piaskiem rozgrzanym przez wulkaniczną żyłę. W związku z tym, dłuższe leżenie na ręczniku może być trudne ;) My przyjechaliśmy tam na obiad, następnym razem chętnie wynajęlibyśmy leżak i przyjechali tam na cały dzień. Restauracja, którą odwiedziliśmy, oferuje dania przygotowywane w tym rozgrzanym piasku - my wybraliśmy rybę, która była przepyszna! Zresztą każde danie było naprawdę doskonałe, do tego świetna obsługa i piękny design miejsca - bardzo w stylu Mykonos.
Na trzeci dzień (gdybyśmy go mieli) wynajęlibyśmy łódkę, aby zobaczyć plaże dostępne tylko z wody - jest ich w Milos sporo. Te, które sobie sami zapisaliśmy, to Gerakas, Kleftiko i Kastanas.
Folegandros
W środę po śniadaniu udaliśmy się do portu na prom do naszej kolejnej destynacji. Podróż z Milos do Folegandros zajęła niecałą godzinę i była zdecydowanie bardziej znośna - trochę mieliśmy uraz po poprzedniej podróży, ale ta minęła szybko i bez niespodzianek.
W Folegandros wybraliśmy hotel w Chorze i zdecydowanie polecamy taki wybór. Zatrzymaliśmy się w hotelu Kallisti i byliśmy zadowoleni. Doskonała lokalizacja - 2 minuty do Chory, z najpiękniejszym widokiem na wyspie - z charakterystycznym kościołem na wzgórzu i prowadzącą do niego krętą ścieżką. Standard pokoju nie był według nas czterogwiazdkowy i zabrakło nam wyboru na śniadaniu (dosłownie nie ma wyboru, serwowane jest lokalne śniadanie w pobliskiej restauracji). Skorzystaliśmy również z basenu, po przyjeździe i ostatniego dnia przed wymeldowaniem.
Wyspa jest malutka, a główna droga, która łączy dwa jej krańce, ma tylko 12 km. Chcieliśmy wypożyczyć skuter, jednak nie ma takiej opcji bez kategorii A w prawie jazdy, dlatego zdecydowaliśmy się na samochód. Nim dojechaliśmy do:
Ano Meria to najstarsze miasteczko na wyspie i w zasadzie tylko tu ludzie mieszkają cały rok. Jest małe i bardzo ciasne, skupione przy głównej drodze.
Przy plaży Agkali znajduje się kilka restauracji i hoteli, ale sama plaża nie jest warta odwiedzenia - my tu odbieraliśmy łódkę, którą wynajęliśmy na cały dzień. Z niej można też ruszyć na mały hike do plaży Agios Nikolaos, na której znajduje się restauracja Papalagi.
Można również zrobić hike do latarni morskiej Aspropounta - my widzieliśmy ją z wody.
Karavostasis to miasto portowe, które posiada kilka hoteli i restauracji, ale jest trochę "w budowie" i nie zrobiło na nas dużego wrażenia.
Najpiękniejszym punktem wyspy jest już wspomniany kościół w Chorze. Wchodziliśmy tam codziennie na zachód słońca, a widok na Chorę zbudowaną na wysokiej skale był po prostu powalający. Sam kościół był zamknięty i jakby w budowie ;) W samej Chorze polecamy pogubić się w uliczkach Kastro - najstarsza część miasta, to ta najbliżej przepaści na zdjęciu poniżej!
Według nas jedynym słusznym sposobem na spędzenie najlepszego czasu na Folegandros jest wypożyczenie łodzi! Skorzystaliśmy z Island Spirit i cały dzień (od 10 do 18) kosztował nas 200 euro + paliwo (u nas 30 euro). Można wypłynąć w rejs dużą łodzią, ale dla nas cała atrakcja polega na wolności i pływaniu samemu - co zdecydowanie sprawdza się na Folegandros, bo prawie wszędzie byliśmy sami. Cumowaliśmy przy plażach bez dostępu z lądu czy jaskiniach, otoczeni nieprawdopodobnie turkusową wodą. W zależności od wiatrów, można opłynąć południową lub północną stronę wyspy. Gdybyśmy mieli dodatkowy dzień i sprzyjały nam wiatry, zdecydowanie zapisalibyśmy się na powtórkę. To był szczerze jeden z najpiękniejszych naszych dni w życiu!
Na Folegandros nie dopisała nam tylko pogoda - jednego dnia padało dosłownie od rana do wieczora, gdzie dzień przed i po, pogoda była doskonała. Zabiliśmy czas jeżdżąc po wyspie i restauracjach :P W przeciwnym wypadku, wynajęlibyśmy łódkę na drugi dzień albo szukalibyśmy plaż (często wymagają krótkiego hike'u).
Santorini
I tak dochodzimy do naszych ostatnich dni w Grecji - w sobotę po śniadaniu wyruszyliśmy na prom do Santorini. Trasa znowu miała poniżej godziny i minęła nam bez problemów.
Sam przyjazd na Santorini był dość… traumatyczny :P Byliśmy zdecydowani na autobus - transfer zaoferowany przez nasz hotel kosztowałby nas 60 euro. Od wyjścia z promu najpierw trzeba było przebić się przez gęsty tłum osób, które odbierały swoich gości (prywatne transfery do hotelu). Potem atakowali nas osoby oferujące taxi. Gdy zaczęliśmy pytać o autobus, poprowadzono nas pod "dworzec", który okazał się oferować semiprywatne busy - i prawie się na to nacięliśmy. Odjazd miejskich autobusów był nieoznaczony, trzeba było przejść do postojów autokarów, gdzie jeden z nich miał informacje o przejazdach za 2 euro do Firy (miasto, gdzie znajduje się główny węzeł komunikacyjny). Kierowca był ekstremalnie nieprzyjemny i serio baliśmy się z nim wsiąść, wydawał się dość niezrównoważony. Czekaliśmy na zapełnienie się autobusu około 40 minut (!) - bez tego autokar nie ruszy, tym samym musiał podpłynąć kolejny prom, żeby zebrało się wystarczająco dużo pasażerów. Trasa z portu do Firy jest dość straszna - BARDZO wąska i stroma, a w autokarze, i jeszcze z takim kierowcą, nie było to w kategoriach przyjemnej adrenaliny :P W Firze mieliśmy szczęście, bo jak tylko wysiedliśmy, pojawił się autokar do Oii, do którego udało nam się wsiąść - podobno często trzeba czekać na 2-3 autobusy, żeby się zmieścić - i kosztował niecałe 2 euro. Po przyjeździe do Oii pozostało dojście do hotelu - odnalezienie się w tych uliczkach, z walizkami, to było chyba największe wyzwanie tego dnia. Nie pomoże Google i trzeba bardzo dużo pytać o drogę, zawsze przynajmniej dwóch osób, dla potwierdzenia :P Jak już wypiliśmy schłodzonego drinka w hotelu, zgodnie uznaliśmy, że choć warto było zaoszczędzić na transferze, na lotnisko tego nie powtórzymy :D
W Oia wybraliśmy hotel Esperas, który oferuje widok na zachód słońca i to był nasz główny wymóg. Standardem hotel był bardzo podobny do Arocarii na Mykonos, ale wyraźnie sezonowa, nielokalna obsługa, która nie wiedziała nic o Santorini, trochę nas rozczarowała, do tego proces check-inu był bardzo długi, niepotrzebnie i nieumiejętnie przedłużany. Po zakwaterowaniu ruszyliśmy w poszukiwaniu miejsca na kolację. Z polecenia travelicious wybraliśmy Karma Greek Restaurant, i polecamy ze względu na lokalizację, ładne okoliczności, niezłe ceny i dobre jedzenie - obsługa trafiła nam się jednak średnia, zdawała się w ogóle nie współpracować ani nie rozmawiać - ciagle trzeba było kogoś "łapać", dużo czekać i powtarzać to samo do różnych osób.
Na zachód słońca zaszyliśmy się już w naszym hotelowym barze, uciekając od zapełniających się uliczek Oii. Po zachodzie znowu wybraliśmy się na spacer, już pustymi uliczkami. To powód dla którego wbrew pozorom warto spać w tych najbardziej turystycznych miejscach - turyści przyjeżdżają pierwszym autobusem i odjeżdżają ostatnim, a z samego rana i wieczorem, ma się to miejsce tylko dla siebie. Dlatego dla wielu Oia jest przereklamowana - to przepiękne miejsce, ale jeśli odwiedza się go o tej samej porze co wszyscy, tłumy skutecznie odbiorą miejscu urok.
Następnego dnia nastawiliśmy budziki na 6:30 i wykorzystaliśmy pustki na ulicach Oii, aby nacieszyć się widokami i zrobić zdjęcia. Słyszeliśmy o kolejkach do najpiękniejszych miejsc i masie profesjonalnych sesji zdjęciowych, ale nas jakoś to nie spotkało - może fakt, że byliśmy w weekend, wbrew pozorom pomógł? Każdy zakłada, że w weekendy jest najwięcej ludzi i może unika umawiania się na sesje. Do tego w Oii jest tak dużo pięknych zakątków, uliczek i kadrów, że zawsze coś się znajdzie.
Rano zeszliśmy też do Ammoudi - to mała rybacka zatoka, z której odpływają turystyczne katamarany, i gdzie znajduje się restauracja z wiszącymi ośmiornicami. Zejście/wejście z Oii jest dość strome i długie, ale da się to zrobić bez przystanku. Na tej trasie kursują osiołki, które pomagają tym mniej wprawionym wrócić na górę - na szczęście byliśmy na tyle wcześnie, że nie byliśmy tego świadkami. Nie musimy dodawać, że to wątpliwie humanitarny sposób na przemieszczanie w dzisiejszych czasach.
Około 11 zaczynało się zapełniać, więc znowu skorzystaliśmy z naszego hotelu i spędziliśmy czas przy jego basenie do momentu transferu na lotnisko. Dzięki temu, że nie wracaliśmy autobusami, mogliśmy do końca wykorzystać czas na odpoczynek (autobusami musielibyśmy wyjechać około 2 godziny wcześniej - z dojazdem do Firy i łapaniem autokaru na lotnisko). Pod tym względem nasz hotel sprawdził się doskonale - nie tylko mogliśmy skorzystać z basenu po wymeldowaniu, ale również oferował w pełni wyposażoną łazienkę z prysznicem do przebrania się. Z hotelu skorzystaliśmy z transferu na lotnisko (50 euro), gdzie obsługa hotelowa zaniosła nasze bagaże i odprowadziła do odjazdu busa. Bus był zdecydowanie zbyt luksusowy jak na nasze potrzeby, ale przynajmniej "we got our money’s worth" :P To była cena za kilka godzin spędzonych na basenie i bezproblemowy, i bardzo przyjemny, transfer na lotnisko!
Podsumowując...
Santorini: Nasze +24h na tej wyspie spędziliśmy wyłącznie w Oii, i to było chyba nasze najdroższe 24h tego wyjazdu ;) Ale uważamy, że warto. To taka rzecz, którą warto zrobić raz w życiu. Na Santorini pewnie będzie jeszcze okazja wrócić, stamtąd jest dość blisko na jeszcze kilka wysp, które chcielibyśmy kiedyś odwiedzić. Chętnie sprawdzimy wtedy chociażby czarne plaże, może weźmiemy katamaran na zachód słońca w Oii.
Mykonos: to wyspa, na której można świetnie spędzić czas, gdy mamy na to budżet. Biorąc pod uwagę, że ceny były podobne do tych w Oii na Santorini, na Mykonos jakość była nieporównywalnie lepsza - dlatego w naszym odczuciu, te astronomiczne kwoty przynajmniej są tam tego warte. Gdybyśmy mieli zaplanować weekend na Mykonos, jedna noc w Chorze plus jedna-dwie przy którejś z plaż z własnym beach barem, byłaby doskonałą kombinacją do wypoczynku.
Milos: rozmiar wyspy, ilość plaż i miasteczek oraz względnie dobre ceny, sprawiają że Milos jest dobrym wyborem na dłuższy pobyt, nie tylko krótki przystanek. Tym samym nie mamy niedosytu, dla nas była to wyspa "w sam raz na raz".
Folegandros: tu zostawiliśmy kawałek serca! To mały raj, niczym wyciągnięty ze scenariusza Mamma Mia. Nie oznaczaliśmy tej wyspy na Instagramie, bo nie potrzeba nam, żeby stała się turystycznym centrum, więc gratulujemy każdemu, kto trafił na ten post ;) Czytając na miejscu trochę przewodników o tej wyspie trafialiśmy na głosy, że jest sztucznie i tłoczno, co kompletnie nam nie pasowało - my czuliśmy się jakbyśmy tę wyspę odkryli pod kamieniem :P Czy jest sztucznie, bo mało kto mieszka tam na stałe? To chyba wynika z niezrozumienia życia na greckich wyspach. Z rozmów z osobami w sklepach czy restauracjach, zimą tam po prostu nic nie ma, a na wyspie zostają tylko osoby, które np. hodują zwierzęta. Nie ma choćby szkół, oprócz wczesnej podstawówki, więc rodziny przenoszą się na główny ląd. Wiele restauracji działa tylko w sezonie, dla turystów - bo ci stali mieszkańcy nie chodzą do restauracji ;)
Greckie wyspy może są więc "sztuczne i turystyczne", ale według nas, potrafią stworzyć to w dobrym stylu. Jednocześnie warto być tego świadomym - to zupełnie inny klimat, niż na przykład Włochy. A do Grecji na pewno jeszcze wrócimy!
Comments